Amerykański MIX zdjęć – moje życie po przeprowadzce !

Dość długo zabierałam się do tego posta… Wciąż coś się działo, czas płyną, a raczej leciał jak odrzutowcem! Wciąż wydaje mi się, że dopiero przyleciałam do USA, a minęło już 7 miesięcy. Opowiadając Wam o tym jak moje życie się tutaj zmieniło, postaram się zachować wszystko chronologicznie i opowiadać Wam o mojej przygodzie razem ze zdjęciami. Mam nadzieję, że uda mi się napisać jak najwięcej, ale pewnie takich postów będzie więcej, bo już z pewnością mogę powiedzieć, że do życia w Dallas się przyzwyczaiłam. 🙂 Z góry chce powiedzieć, post będzie długi, także przygotujcie się na MASĘ zdjęć! 

Wszystko zaczęło się końcem czerwca 2015 roku, jak już otrzymałam wizę, kupiłam bilety i mogłam lecieć do swojego Dominicka. Oczywiście powitanie było niesamowite… Zobaczyć człowieka, którego kocha się ponad życie po 6- miesięcznej przerwie to ogromne szczęście, ale też wielki stres! Pamiętam, że w samolocie zastanawiałam się, ” Czy ja umiem się jeszcze całować?” … Serce biło mi jak oszalałe, ale gdy tylko go zobaczyłam od razu rzuciłam mu się w ramiona i łzy poleciały mi po policzkach. Trzymałam go tak przez dobre pare minut. Po tak długiej rozłące do końca nie wierzyłam czy to sen czy rzeczywiście jestem po drugiej stronie globu.
Kolejne dni leciały bardzo szybko, Dominick pracuje, więc od poniedziałku do piątku, od 8 do 17 nie ma go w domu, a właściwie od 7:30 do 18 go nie ma, bo ruch na drodze w tych godzinach sprawia, że dojazd do pracy w USA to mniej więcej 40 minut. W pierwszym tygodniu mogłam powoli przyzwyczaić się do zmiany czasu ( 7 godzin różnicy), rozpakować się i “wprowadzić” do nowego domu.

IMG_4425

 

IMG_4398-2

 

IMG_4427

IMG_4416

IMG_4411

IMG_4483

 

IMG_4465

Jak już się rozpakowałam, to zaczęła się zabawa z moimi papierami… Tak jak pisałam w poście o Ślubie Cywilnym. Zaraz po moim przylocie musiałam zgłosić się aby przyznano mi mój numer tzw. “Social Security Number” czyli amerykański pesel. Zaczęliśmy wypełniać wszystkie dokumenty potrzebne do pozwolenia o prace, pozwolenie na wyjazd ( TAK, nawet potrzebuje pozwolenia, żeby pojechać do Polski na swój własny ślub…), do tego musieliśmy złożyć wszystkie dokumenty potrzebne o przyznanie mi zielonej karty, a później obywatelstwa. Byłam przerażona w Polsce całą procedurą, przyznania mi wizy narzeczeńskiej, ale to co tutaj się robi i ile się za to wszystko płaci to po prostu SZOK… No nic jak chce legalnie być z Dominikiem nie mam wyjścia. Dzięki Bogu to on wypełnia te wszystkie pisma i wspiera mnie jak nikt inny.

IMG_4492

IMG_4527

IMG_4539-checker


IMG_4547

IMG_4563

IMG_4565

IMG_4572-2-checker

IMG_4612

 

IMG_4736

IMG_4783

IMG_4806-checker

IMG_4837

IMG_4841

IMG_4848

 

Całe wakacje przeleciały bardzo szybko, jak wiecie, lub nie, wyszłam za mąż! Jeśli macie ochotę to tu jest link do posta o ślubie cywilnym —>KLIK

IMG_5389

IMG_5391

IMG_5422

IMG_5442

 

STUDIA!

Jeszcze w sierpniu zaczęłam szkołę. To też był dość trudny proces, bo nie mam jeszcze paszportu amerykańskiego, przez co musiałam do college’u zapisać się z moim polskim paszportem. To od razu sprawiło, że jestem traktowana jako “out-of-country” student. Czyli automatycznie płace 4 razy więcej za każdy pół-roczny kurs niż tutejsi mieszkańcy. Nie ukrywam koszty są duże, szczególnie jeśli nie pracujesz, a rodzice zarabiają w złotówkach w Polsce. Jedynym plusem jest to, że takie stawki dla mnie trwają tylko przez 12 miesięcy. Po tym czasie będę traktowana już jako rezydent, dzięki czemu rachunki będę niższe. 

Myślę, że wiele/u z Was chciało by wiedzieć CO JA STUDIUJE? Otóż, wygląda to tak…

W USA zanim zaczniesz studia na uniwersytecie musisz zrobić college. Czyli wszystkie możliwe postawowe przedmioty, które każdy student musi mieć zaliczone, czy studiuje marketing, czy medycynę. Ja właśnie w takim college’u jestem. Wkurza mnie to OKROPNIE, bo uważam, że tych wszystkich podstaw nauczono mnie w liceum. Podstaw matematyki, języka, historii Polski itp. Nie wyobrażam sobie, żeby Polacy po maturze szli jeszcze do szkoły, żeby uczyć się ponownie trygonometrii, literatury polskiej czy historii Królowej Elżbiety I, zanim będą mogli iść na studia, które sobie wybrali. Dla mnie to wielka głupota, ale niestety tak tutaj jest i nie mam wyjścia. Musze przez 2 lata uczyć się amerykańskich podstaw zanim będę mogła iść na uniwersytet i wybrać swój kierunek. Oczywiście jest taka opcja, że wybierasz sobie kierunek tzw. “postaw” i możesz dodatkowo zrobić w college’u kursy, za które płaci się dużo więcej na uniwersytecie. Ja jeszcze nie jestem zdecydowana co powinnam studiować i jednocześnie bardzo zdołowana, bo ciągle się zastanawiam… Psychologia? Architektura? Może powinnam być nauczycielem ? A może pielęgniarką? Jestem jedynie pewna, że chce pracować i jednocześnie pomagać innym. 

Wracając do studiów tutaj. Nie są to kursy trudne, wydaje mi się wręcz, że poziom tutaj jest dużo niższy niż w Polsce. Co dla mnie ważne, radzę sobie bardzo dobrze. Nie studiuje w pełnym wymiarze godzin, wybrałam sobie w pierwszym semestrze trzy przedmioty: ENGLISH I ( pisanie esejów), Business Math oraz Professional Communication. Z każdego udało mi się zdobyć najwyższą ocenę czyli “A”. Wybieram tylko trzy przedmioty ze względu na koszty, które musze płacić jako międzynarodowy student. W tym semestrze wzięłam kolejny poziom angielskiego czyli ENGLISH II, kolejny poziom matematyki – College Algebra i HISTORY I. Mam nadzieję, że sobie ze wszystkim poradzę! <3 

Co ciekawe, tutaj dostajesz na początku listę przedmiotów, które musisz zdać i robisz je w kolejności jakiej chcesz. Dodatkowo możesz wybrać sobie system godzin. Trzy razy w tygodniu wykłady po 50 minut, 2 razy w tygodniu wykłady po 1,5 h lub jeden raz w tygodniu wykład trwający 3 godziny. Przed rozpoczęciem semestru wybierasz sobie profesora, którego wcześniej możesz sprawdzić na stronie: ratemyprofessor.com . Ja w tym semestrze chodzę na wykłady 2 razy w tygodniu od 8 rano do 13, dzięki temu mogę swobodnie pracować wieczorami. 

IMG_6273

IMG_6276

 

IMG_6378

IMG_6403

IMG_6840

IMG_6964

IMG_6993

IMG_7398

IMG_7401

PRACA!

W styczniu dostałam w końcu pozwolenie o pracę. Mogłam spokojnie szukać jakiejś roboty na pół-etatu, która nie kolidowałaby z moim planem zajęć. Postanowiłam zacząć od pracy jako niania! Wysłałam pare aplikacji poprzez stronę sittercity.com i udało się! Dostałam odpowiedz od rodziny z dwójka dzieci ( 2 i 5 lat – chłopcy).  Gdy przyjechałam na spotkanie z rodzicami okazało się, że jest to niemiecka rodzina z polskimi korzeniami! Mama nazywa się Beata i była urodzona w Polsce. 🙂 Rozmawiało nam się bardzo dobrze, poznałam chłopców, którzy bardzo mnie polubili, a tego samego wieczoru dostałam wiadomość, że rodzice i dzieci jednogłośnie wybrali mnie jako ich przyszłą nianię! Już trzy tygodnie pracuję i jestem prze-szczęsliwa, że znalazłam taką fajną rodzinę. Co ciekawe, dzieci chodzą do międzynarodowej szkoły, gdzie uczą się aż w trzech językach: angielski, niemiecki oraz francuski. Dzieci w domu mówią po niemiecku, ale mimo młodego wieku mówią, też po angielsku. Ja od 1 klasy szkoły postawowej uczyłam się języka niemieckiego więc z młodszym chłopcem rozmawiam po niemiecku. Codziennie odbieram chłopców ze szkoły o godzinie 15, zabieram ich do domu, karmię, bawię się z nimi, czytam im bajki do godziny 18:30. Także 3 godzinny codziennie to bardzo mało, a zawsze jakiś grosz wpadnie do portfela, bo nie powiedziałam Wam jeszcze jakie kwoty płaci się tutaj za podręczniki na wykłady. Średnio każda książka kosztuje 130$ ale zdarzają się nawet po 230$. Ja staram się zawsze “wynająć” książkę na 6 miesięcy, ale to też koszt około 50$… 

No nic jak narazie chyba wystarczy tyle moich opowieści! Mam nadzieję, że wszystko wytłumaczyłam w miarę zrozumiale… Jeśli macie jakieś szczególne prośby lub pytania PISZCIE !  Odpowiem na wszystkie pytania i opowiem Wam jeszcze więcej ! <3 

Zostawiam Was ze zdjęciami! 

IMG_4927

IMG_5001

IMG_5066

IMG_5088

IMG_5097 IMG_5098

IMG_5099

IMG_5112

IMG_5156

IMG_5172

IMG_5213

IMG_5214 IMG_5217-checker

IMG_5620

IMG_5660

IMG_5758

IMG_6513

IMG_6667

IMG_6765

IMG_6767

IMG_7016

IMG_7024

IMG_7069

IMG_7120

IMG_7166

IMG_7444

IMG_7577

IMG_7580

IMG_7581


IMG_7842

IMG_7844

IMG_8138

 

Processed with MOLDIV

IMG_8260

IMG_8267

 

Większość zdjęć możecie zobaczyć na moim SNAPCHAT’cie : “maniaczkkaa” i na INSTAGRAMIE : “martyynnaa” i “wszystkomaniaczka”

 

ZAPRASZAM ! I jeszcze raz Was zachęcam do pisania! Piszcie, komentujcie i mówcie co chcielibyście zobaczyć na blogu! 🙂 

CAŁUJĘ !

Maniaczka

 




Polsko-Amerykańska Wigilia – relacja (mnóstwo zdjęć)

Aż ciężko od czegoś konkretnego mi zacząć… Dość sporo mam Wam do powiedzenia i nie mogę się zdecydować co powinnam napisać a co pominąć, ale najlepiej będzie jak po prostu zacznę od początku. Wszystko zaczęło się już w czwarty czwartek Listopada. Amerykańskie święto Dziękczynienia czyli “Thanksgiving” daję amerykanom mnóstwo wolnego czasu… Ja na studiach dostałam, aż tydzień wolnego! Teksańczycy w tym okresie oprócz dziękowania sobie nawzajem rozpoczynają sezon świąteczny. Pracując codziennie od 8 rano (właściwie od 7 bo dojazd do pracy) do 17 po południu (właściwie do 18 bo dojazd do domu) nie mają nigdy czasu na to, aby zająć się dekoracjami, a co ważne wariują tutaj… chyba dlatego, że chcą nadrobić brak śniegu pięknymi ozdobami, światełkami i dmuchanymi bałwanami przed domem. 

Ja mimo tego, że już raz byłam w Dallas na święta Bożego Narodzenia, byłam pod wrażeniem (nadal jestem) tego co tu się wyprawia! Nasze dekoracje rozpoczęliśmy od przyniesienia połowy strychu do dużego pokoju. W każdym pomieszczeniu w domu jest jakiś akcent świąt, a duży pokój i schody to serce tego całego szału świątecznego! Wydaje mi się, że w Polsce też już rozpoczyna się taka moda i powiem szczerze, że bardzo mnie to cieszy. Człowiek czuje magię świąt 137387386 razy bardziej. Szczególnie wtedy gdy nie ma na zewnątrz śniegu.  Mama mojego Dominicka, Jola uwielbia dziadków do orzechów i przy kominku ustawiliśmy małą/dużą armię takich kolorowych ludków! Nad kominkiem powiesiliśmy świąteczne skarpetki na mini prezenciki dla każdego. Na schodach usiadły bałwanki a na pół piętrze powstało małe świąteczne miasteczko. W moim i Dominicka pokoju powiesiliśmy światełka na ścianie i płatki śniegu. Zobaczcie zdjęcia z dekoracji zanim opowiem Wam o Wigilii. 

1

4

5

 

6

7

9

2

3

8

 

12

13

14

15

16

17 2

18

29

 

MAR_5042

 

 Co do kolacji wigilijnej… Wszystko było przygotowywane bardzo po polsku. Pierogi, barszcz, uszka, rybka, sernik itd… Musze Wam się pożalić, że nie udało mi sie upiec nic swojego… Wszystko robiłam według zaleceń babci Ani, które też uwielbia piec. Tak, piekłam ja, ale musiałam używać babcinych przepisów… Nawet dodałam skórkę pomarańczy i rodzynki do sernika mimo, że tego OKROPNIE nie lubię ! 🙂 Ale nie narzekam, to przecież babcia jest gospodynią w tej kuchni więc wypada słuchać ! 🙂 Zanim jednak nadszedł wieczór wigilijny musieliśmy spakować “setki” prezentów! Po raz pierwszy widziałam taka ilość pięknych kolorowych papierów, pudełek i wstążek ! CUDNIE! 

 

MAR_5719

MAR_5729

28

333

2222

11

MAR_5749

 

Wracając do Wigilii… Prawie wszystko odbyło się jak w Polsce. Jedyna inną tradycją było rozdawanie ogromnej ilości prezentów wieczorem po wigilii (od członków rodziny) jak i rano od Świętego Mikołaja, bo w USA to właśnie 25 grudnia wypada to święto. 🙂 Nie ukrywam, że pare razy zdażyło mi się zamknąć w łazience i popłakać z tęsknoty za rodziną w Polsce… Święta to przecież taki rodzinny czas… ale Dominick jak zwykle był dla mnie największym wsparciem. Wciąż tylko musieliśmy sobie nawzajem powtarzać: “Jesus is the reason for this season”, żeby pamiętać co jest powodem tych świąt, bo przy tylu prezentach… nie ukrywam łatwo było zapomnieć! 

Zostawiam Was ze zdjęciami, nie chce Was zanudzić moim gadaniem! 

20

21

 

stol

26

 

Przygotowaliśmy też tzw. Name Tags, używając dekoracyjnych kokard i zwykłego papieru!

MAR_5913

MAR_5921

MAR_5868

MAR_5872

MAR_5879

MAR_5930

MAR_5940

MAR_5944

MAR_5948

MAR_5954

MAR_5956

MAR_5961

MAR_5968

MAR_5970

MAR_5976

MAR_5982

MAR_5985

24

insta

MAR_5999


MAR_6018

MAR_6020

MAR_6054

MAR_6077

MAR_6085

 

tyna

 

Moja nowa “pokadotss” piżamka!

 

 

pjs

 

A rano było tak…

MAR_6090

MAR_6096

MAR_6098

MAR_6113

MAR_6116

MAR_6126

 

 

prezent album

 

adele

prezent55

prezenty1

prezenty2

 

MAR_6156

prezenty3

prezenty4

 

Wiem, że już po Świętach, ale gdybyście jeszcze nie widzieli moich i mojego brata życzeń… ZAPRASZAM !!! 

 

 




Goodbye Party – ostatnie chwile w Polsce

Oj jak ciężko powrócić do nawyku ciągłego dodawania postów… szczególnie gdy życie tutaj to ciągła bieganina, lub choroba, która trzyma mnie pod kocem dniem i nocą. Wracając do tematu …Przed wyprowadzką z Polski postanowiłam zrobić małą damską imprezkę dla moich najbliższych dziewczyn. Nie wszystkim udało się dojechać, ale kobitki, które dojechały dotrzymały wszystkim świetnego towarzystwa! Kolację przygotowałam po Maniaczkowemu, jak to ja… Przygotowałam pieczone łódeczki ziemniaczane, zapiekane cannelloni ze szpinakiem i fetą, sałatę cezara i na deser pyszne tiramisu<3 Było pysznie, a przede wszystkim cudownie się rozmawiało, bo właściwie siedziałyśmy przy stole na tarasie od zmroku do świtu ! 🙂 Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się powtórzyć takie damskie spotkanie, bo ja mam niedosyt! Co więcej, nie obyło się bez miliona zdjęć.

Chyba miło będzie pooglądać i wrócić do tej cudownej letniej pogody w Polsce! Ja sama przygotowując zdjęcia do tego posta, przypomniałam sobie jak cudownie jest w moim kochanym Rzeszowie, a przede wszystkim jak bardzo tęsknie za moim rodzinnym domem. Łezka się w oku kręci, jak tylko myślę o tych ciepłych wieczorach przy kominku w dużym pokoju… i tylko w uchu słyszę jak tato woła z góry ” Martyś !!! Zrobiłabyś nam …?” Nie musiał kończyć, od razu wiedziałam, że trzeba nastawić czajnik na ciepłą herbatkę z cytryną. Czasem nie chciało mi się nawet wstawać z kanapy, ale zaraz w głowie miałam myśli, że przecież Mama z Tatą mnie wychowali, przewijali mi pieluchy jak się obsikałam czy … , zawsze byli dla mnie, a co ja im mam teraz głupiej herbatki nie zrobić ! Oj ale mi się tęskni, za tą piękną wrzosową kuchnią <3

 

Trochę się rozmarzyłam! Czas wrócić do posta o imprezce pożegnalnej! Do życia tutaj w Dallas, studiów, a przede wszystkim bycia mężatką jeszcze wrócę ! : ) 

Zapraszam Was na zdjęcia ! 

PAW_3544

1

 

PAW_3688

 

PAW_3690

 

PAW_3658

 

PAW_3650

 

PAW_3652

 

PAW_3685

 

7

 

PAW_3700

 

PAW_3694

 

PAW_3705

 

PAW_3696

 

PAW_3628

 

PAW_3612

 

786655

 

PAW_3576

 

PAW_3592

 

PAW_3662

 

PAW_3707

 

PAW_3720

 

PAW_3731

 

PAW_3745

 

PAW_3759

 

PAW_3767

 

PAW_3769

 

Gdy już zaszło słonko, przyniosłyśmy lampę z dużego pokoju i siedziałyśmy i gadałyśmy i gadałyśmy i gadałyśmy… pod kocykami! <3 

 

5

 

PAW_3788

 

PAW_3783

 

PAW_3797

 

PAW_3779

 

6

 

A o 6 rano było tak… 

 

4

 

2

 

3

 

 

 

Jeszcze raz całuję i ściskam moje kochane dziewczyny, te które dojechały i te które nie dały rady! Kocham Was całym serduchem i do zobaczenia w czerwcu ! <3 

Podsyłam linki do przepisów z pysznej kolacji…

Tiramisu w pucharkach

Muszelki ze szpinakiem i fetą

Pieczone ziemniaczki

Sałatka Cezara




Ślub Cywilny i przeprowadzka do USA

Kochani, sama nie wiem od czego zacząć. Ten czas leci tak szybko, nawet się nie zorientowałam, że już jest październik! Cała sprawa z otrzymaniem przeze mnie wizy narzeczeńskiej zajęła mi cały maj oraz czerwiec. Po tym jak już otrzymałam zgodę na wyjazd do stanów początkiem czerwca mogłam zająć się kupnem biletów i szykować się na wyprowadzkę. Nie ukrywam, że było to bardzo ciężkie przeżycie. Zostawić za sobą wszystko, dom, rodzinę, przyjaciół, znajomych itd. Płaczu było co nie miara, ale jedna  myśl mnie podnosiła na duchu. Myśl o tym, który czekał na mnie po drugiej stronie oceanu. Wręcz było mi go szkoda, bo gdy tylko rozmawialiśmy na skype to ja płakałam, a on czuł się winny moim smutkom.

Ja przez to też czułam się winna, ale przecież to normalne dla osób takich jak ja, które bardzo przywiązują się do swoich bliskich. To już nawet nie chodziło o tą zwykłą tęsknotę, ja po prostu uwielbiałam pomagać i wspierać swoją mamę, braci i tatę. : ) Ale takie jest życie. Jedni wcześniej, drudzy później wychodzą za mąż/ żenią się. W moim przypadku jest to wiek przez wielu nazywany  “za młodym” albo “za wczesnym”. Ja jednak znam siebie i ci którzy znają mnie dobrze wiedzą jaką jestem osobą. Moim największym priorytetem jest rodzina i ludzie, których kocham. <3 I tak, też jest teraz. Wyleciałam w smutku, ale gdy doleciałam i zobaczyłam go z ogromnym bukietem róż moje oczy wypełniły się łzami a serce zabiło tak mocno, że normalny człowiek by miał zawał… Tak wiem, nie nazywam się normalną! Nawet teraz gdy Wam o tym pisze serce mi bije szybciej gdy myślę o tym, który kocha mnie najbardziej na świecie. Szczególnie gdy teraz gra na pianinie. Wie jak poprawić mi humor, oj wie 🙂 Ale wracając do tematu…

Pierwsze co musieliśmy zrobić po moim przylocie to w ciągu dwóch tygodni złożyć wniosek o tzw. amerykański pesel (social security number) . No i w końcu wziąć się za przygotowania do ślubu cywilnego. Nie wiem czy to normalne ale nam zajęło to 2 tygodnie… 😀 Po tym jak otrzymałam swój pesel na moje panieńskie nazwisko musieliśmy pójść do urzędu stanu cywilnego, aby wydano nam “marriage license” czyli zgodę na zawarcie związku małżeńskiego. O jeju ile to jest czekania…. Nie tylko w Polsce czeka się tyle w tych urzędach! Gdy już mieliśmy swoją licencje mogliśmy umówić się w urzędzie na zawarcie związku. No i zaczęły się przygotowania… Dzięki temu, że mama Dominicka pracuje w hotelu Hilton mogliśmy dość tanio wynająć sale na kameralne przyjęcie dla polskich przyjaciół i naszych amerykańskich znajomych. Nakupiliśmy dużo balonów i oczywiście hel! <3 Wszystko działo się bardzo szybko. Dominick codziennie chodził do pracy od 8 do 17, wracał koło 17:40, bo przecież korki na całe Garland… Ale jakoś daliśmy radę. Zamówiliśmy dwa zwykłe torty z niemieckiej piekarni, babeczki z cudownej firmy: SPRINKLES i kolorowe makaroniki <3 W dzień przed ślubem w osiedlowym sklepie kupiliśmy mnóstwo kwiatów, aby przygotować dekoracje na stoły. Większość oczywiście na ostatnią chwile. Tak właśnie o godzinie 9:50 pomyślałam sobie…. EJ PRZECIEŻ JA NIE MAM ŻADNEGO BUKIETU !!!! I tak migiem pojechaliśmy do Walmart’u aby kupić jakieś kwiaty i coś z tego wykombinować… : ) Daliśmy radę, właściwie to nawet było śmieszne! Było by przecież nudno gdyby wszystko pięknie się ułożyło. 

W dzień ślubu wstaliśmy o 6 rano, w końcu w domu są “tylko” trzy łazienki, ale i 13 osób, z który każda chciała się wymyć i wyszykować ! : ) Co to były za emocje! Ania pokręciła mi włosy i zrobiła mi makijaż… Dzięki Bogu, bo zakryć moje “niedoskonałości” na buzi to nie lada wyzwanie! Gdy wszyscy byli już gotowi i mój prawie niedoszły bukiet jakoś upleciony, mogliśmy wyjechać. Nie obyło by się bez mojego śpiewania w drodze do urzędu… Pewnie wiele z Was widziało(snapchat) moje wykonanie “Dear future husband…”. 

W urzędzie oczywiście okazało się, że zapomnieliśmy jakiejś koperty… ” Myślałam, że Ty ją wziąłeś razem z licencja na ślub!” – mówiłam zdenerwowana do Dominika. Bałam się, że nie zdążymy wrócić się do domu i będzie trzeba zmienić datę ślubu, a przecież w hotelu wszystko już prawie gotowe!  Wszystko jednak jak zwykle się ułożyło i tato Dominika jakoś przegadał pracującą tam panią. No i zaczęła się sesja… Boziu, nasi tatowie narobili ponad 500 zdjęć! W pewnym momencie usłyszeliśmy: “NEXT!” jakiś łysy facet wyglądający jak sędzia (ale nie do końca) zawołał nas do sali rozpraw. W głowie znowu miałam myśli, może my zapisaliśmy się na rozwód, a nie na ślub! Gdy już jednak okazało się, że to ślub sędzia rozpoczął  ceremonie. Ja oczywiście nie usłyszałam dokładnie co sędzia do mnie mówił, więc zamilkłam w połowie mojej przysięgi! Popatrzyłam się na sędziego z nadzieją, że powtórzy, ale on czekał… Potem spojrzałam na Dominicka, a on tak samo, patrzył na mnie z niecierpliwością, że powiem: “I thee wed”. Czerwona byłam jak burak, a raczej pomidor! Ale wtedy usłyszałam Dominicka, który powiedział: “(..) to have and to hold, for richer and for poorer, in sickness and in health, (…)I thee wed.” i włożył pierścionek na mój palec. Serce zabiło mi mocniej i zapomniałam o wszystkim co zawaliłam… Stałam się najszczęśliwszą kobietą na ziemi! Oczywiście poryczałam się jak głupia ze szczęścia ! <3 

 

Gdy wrócilismy do domu zaczęliśmy szykować się na przyjęcie. Przećwiczyliśmy jeszcze parę razy taniec, który stworzyliśmy w tydzień czasu 🙂 I WIOOOOO do hotelu. Apartament, który otrzymaliśmy od hotelu, ahhh nawet nie wiem jak to opisać. Poczułam się jak gwiazda! 18 piętro, widok na centrum Dallas, dwie łazienki, kuchnia, wielki duży pokój i ogromna sypialnia <3 “To może odwołajmy to wesele i zostańmy tutaj!” śmiałam się do Dominicka. ; ) Przygotowaliśmy się prędko i zabawa się zaczęła, ale resztę opowiedzą Wam zdjęcia… 

MAR_4158

 

MAR_4165

 

MAR_4175

 

 

1

MAR_4221

MAR_4228

MAR_4238

ring

MAR_4265-side

 

 

IMG_5430-down

MAR_4326-down

MAR_4305-side

 

MAR_4312-down

 

 

MAR_4368

 

MAR_4378

MAR_4381

MAR_4385

 

MAR_4392

 

MAR_4421

MAR_4428

MAR_4432

MAR_4440

MAR_4444

MAR_4458

MAR_4469

MAR_4471

MAR_4473

MAR_4481

MAR_4485

MAR_4501

MAR_4505

MAR_4507

MAR_4512

MAR_4517

MAR_4518

MAR_4531

MAR_4538

MAR_4542

MAR_4404-down

MAR_4568

MAR_4572

MAR_4573

MAR_4577

MAR_4578

MAR_4633

MAR_4653

MAR_4640

MAR_4680

MAR_4706
MAR_4718

MAR_4720

 

I kilka zdjęć z telefonu !

IMG_5471

IMG_5441-checker

macaroons

IMG_5449-side

IMG_5432

 

20150801_113145

IMG_5425

 

https://youtu.be/momBTuKiFq8 na Youtube możecie zobaczyć nasz pierwszy taniec, ale przez prawa autorskie do piosenki “Say you love me” można zobaczyć go tylko na komputerach, a nie tabletach i telefonach. Mam nadzieję, że Wam się spodoba 🙂 

Nie mogę się już doczekać, aż napisze Wam o studiach i życiu w Texasie… Mam ogromną nadzieję, że nadal jesteście ze mną i czekacie na kolejne przepisy, bo przecież gotowania się nie zapomina i nadal chyba coś potrafię ! <3 Czekam na Waszą reakcje! Piszcie czy podobają Wam się zdjęcia z mojego “hamerykańskiego” ślubu ! 🙂 

PS. Jak się czasem nudzicie to zapraszam na snapa:maniaczkkaa 




Dzień Ziemi i nasz rodzinny ogród…

Ciepło, cieplutko… <3 Tylko słyszę mamę rano : “WYPUŚCIŁY PĄKI ! “

Ja przyznaje się bez bicia… NIE LUBIE GRZEBAĆ w ziemi, w takie dni jak wczoraj, ustaliliśmy rano, że rodzicie zajmują się ogrodem, a ja sprzątam cały dom i taki układ dość dobrze nam wychodzi, ale oczywiście gdy tylko chcemy sobie zrobić przerwę, ja robię kawusie i lecę do rodziców na leżaki… Leżymy, odpoczywamy, rozmawiamy, dyskutujemy… 
W domu oczywiście muzyka na fula ! Wczoraj Cher, a często również ModernTalking i oczywiście nasza Celine Dion.  
Moje tańce…sprzątanie na instagramie KLIK 
 
Strasznie cieszy mnie ta zieleń. Cieszy mnie życie w ogrodzie, które z każdym dniem pokazuje nam jak warto o nie dbać… 
 
W środę(22.04) miałam okazję spotkać się z dzieciakami ze szkoły podstawowej. W tym roku Dzień Ziemi, skupiał się szczególnie na energii odnawialnej, czyli coś w czym ja i moja rodzina siedzi od dobrych 5 lat. Zostałam poproszona o poprowadzenie prezentacji skupiającej się właśnie na dbaniu o nasz dom jakim jest ziemia. 
No właśnie… tak jak ja i moja rodzina dbamy o nasz dom, aby było czysto, schludnie, aby dobrze nam się tu mieszkało, tak powinniśmy dbać o dom wszystkich ludzi czyli ziemię. Dzieciaki były bardzo aktywne, ciągle trzeba było je uciszać bo wciąż głośno odpowiadały na moje pytania. Prezentacja, którą przygotowałam była
stworzona tak, abym to nie ja była prowadząca, a wszyscy obecni w klasie. To dzieciaki razem ze mną stworzyły coś świetnego, a przy tym wszystkim zmienili zdanie na temat tego jak świat może wyglądać jeśli nie zmienimy naszych działań.  
Co więcej opowiadać… Zostawiam Was ze zdjęciami z prezentacji oraz zdjęciami naszego ogrodu, o który uwielbiamy dbać i cieszymy się, że każdego dnia odwdzięcza się nam za to jak o niego dbamy pięknością, kolorami i zapachem… <3 
 

 

 
 
 
 
 

 

 

 
Bardzo cieszy mnie to, że dzieciaki zrozumiały jak może wyglądać nasz kraj jeśli nie będziemy nic robić. Tak jak w Krakowie jest już aplikacja dotycząca zanieczyszczenia powietrza w danym dniu, tak w Pekinie ludzie już chodzą w maskach, bo m.in. Elektrownie emitują do środowiska tyle niebezpiecznych substancji jak tlenek siarki, azotu, różne pyły, które naprawdę zagrażają ludzkości. 
 
A teraz troszkę zdjęć z mojego ekologicznego ogrodu 🙂 
 
 
 

 
 
 
 

 

 

 

 

 

 
 

 

 
 
 

 

 

 

 

 
 
MIŁEJ NIEDZIELI ! 
 
Ps. Kochani, moja nieobecność już dobiega końca… W piątek złożyliśmy wnioski w całej Polsce o dotacje na PV za naszych klientów. Także moje wyjazdy do Sanoka w każdym dniu się skończą … W końcu odpocznę  czyli będę tutaj dla WAS, a właściwie w innym miejscu… 🙂 Ale o tym wkrótce.