The grass is always greener on the other side- relacja z ostatnich dni
Od jutra zaczynam…
Szykuje coś przepysznego i amerykańskiego na śniadanie…obiad i kolacje… Po 3 tygodniowej przerwie od gotowania… Sama nie wiem czy sobie od razu tak dobrze poradzę.
Ale w końcu dostałam się do własnej kuchni. Zrobiłam dzisiaj zakupy we Fracu i …
Wpadłam w kobitkę i nagle zaczęłam do niej mówić po angielsku, po prostu przepraszać, a ona zrobiła ogromne oczy po czym uświadomiłam sobie, że przecież jestem w Polsce .
Nigdy nie spodziewałam się, że ten czas tak szybko zleci. Ale nie chce znowu płakać więc może powspominam troszkę co wydarzyło się w drodze powrotnej z Key West.
Trafiliśmy do Miami… niestety pogoda nie dopisała oprócz
shoppingu w przepełnionej galerii pospacerowaliśmy po plaży
i oczywiście nie obeszło się bez zdjęć.
shoppingu w przepełnionej galerii pospacerowaliśmy po plaży
i oczywiście nie obeszło się bez zdjęć.
Po Miami dotarliśmy do ostatniej miejscowości New Orleans w stanie Luisiana.
Miejsce w którym odbywają się największe parady karnawałowe.
Kolorowe uliczki, transwestyci i rzeka Missisipi.
Oczywiście udało nam się wybrać na rejs.
No i wróciliśmy do Dallas. Czas leciał jak szalony.
Jedyny czas na relaks to późny wieczór który zwykle
kończył się siedzeniem na basenie do 5 nad ranem z lime-a-ritą.
Dnia ostatniego udało nam się wyrwać w ciągu dnia na chwilkę
poczilować na backyardzie.
Nie mieliśmy dużo czasu ponieważ w tym dniu odbywała się impreza urodzinowa Dominika i Babci Ani. Wszyscy pomagaliśmy w przygotowaniach.
Na imprezkę przyszli znajomi Polacy. My, młodzi duchem jak i ciałem postanowiliśmy jednak wykorzystać ostatnią noc jak najlepiej. Ale nie chce Was już zamęczać.
Może dokończę następnym razem .