Kochani, sama nie wiem od czego zacząć. Ten czas leci tak szybko, nawet się nie zorientowałam, że już jest październik! Cała sprawa z otrzymaniem przeze mnie wizy narzeczeńskiej zajęła mi cały maj oraz czerwiec. Po tym jak już otrzymałam zgodę na wyjazd do stanów początkiem czerwca mogłam zająć się kupnem biletów i szykować się na wyprowadzkę. Nie ukrywam, że było to bardzo ciężkie przeżycie. Zostawić za sobą wszystko, dom, rodzinę, przyjaciół, znajomych itd. Płaczu było co nie miara, ale jedna myśl mnie podnosiła na duchu. Myśl o tym, który czekał na mnie po drugiej stronie oceanu. Wręcz było mi go szkoda, bo gdy tylko rozmawialiśmy na skype to ja płakałam, a on czuł się winny moim smutkom.
Ja przez to też czułam się winna, ale przecież to normalne dla osób takich jak ja, które bardzo przywiązują się do swoich bliskich. To już nawet nie chodziło o tą zwykłą tęsknotę, ja po prostu uwielbiałam pomagać i wspierać swoją mamę, braci i tatę. : ) Ale takie jest życie. Jedni wcześniej, drudzy później wychodzą za mąż/ żenią się. W moim przypadku jest to wiek przez wielu nazywany “za młodym” albo “za wczesnym”. Ja jednak znam siebie i ci którzy znają mnie dobrze wiedzą jaką jestem osobą. Moim największym priorytetem jest rodzina i ludzie, których kocham. <3 I tak, też jest teraz. Wyleciałam w smutku, ale gdy doleciałam i zobaczyłam go z ogromnym bukietem róż moje oczy wypełniły się łzami a serce zabiło tak mocno, że normalny człowiek by miał zawał… Tak wiem, nie nazywam się normalną! Nawet teraz gdy Wam o tym pisze serce mi bije szybciej gdy myślę o tym, który kocha mnie najbardziej na świecie. Szczególnie gdy teraz gra na pianinie. Wie jak poprawić mi humor, oj wie 🙂 Ale wracając do tematu…
Pierwsze co musieliśmy zrobić po moim przylocie to w ciągu dwóch tygodni złożyć wniosek o tzw. amerykański pesel (social security number) . No i w końcu wziąć się za przygotowania do ślubu cywilnego. Nie wiem czy to normalne ale nam zajęło to 2 tygodnie… 😀 Po tym jak otrzymałam swój pesel na moje panieńskie nazwisko musieliśmy pójść do urzędu stanu cywilnego, aby wydano nam “marriage license” czyli zgodę na zawarcie związku małżeńskiego. O jeju ile to jest czekania…. Nie tylko w Polsce czeka się tyle w tych urzędach! Gdy już mieliśmy swoją licencje mogliśmy umówić się w urzędzie na zawarcie związku. No i zaczęły się przygotowania… Dzięki temu, że mama Dominicka pracuje w hotelu Hilton mogliśmy dość tanio wynająć sale na kameralne przyjęcie dla polskich przyjaciół i naszych amerykańskich znajomych. Nakupiliśmy dużo balonów i oczywiście hel! <3 Wszystko działo się bardzo szybko. Dominick codziennie chodził do pracy od 8 do 17, wracał koło 17:40, bo przecież korki na całe Garland… Ale jakoś daliśmy radę. Zamówiliśmy dwa zwykłe torty z niemieckiej piekarni, babeczki z cudownej firmy: SPRINKLES i kolorowe makaroniki <3 W dzień przed ślubem w osiedlowym sklepie kupiliśmy mnóstwo kwiatów, aby przygotować dekoracje na stoły. Większość oczywiście na ostatnią chwile. Tak właśnie o godzinie 9:50 pomyślałam sobie…. EJ PRZECIEŻ JA NIE MAM ŻADNEGO BUKIETU !!!! I tak migiem pojechaliśmy do Walmart’u aby kupić jakieś kwiaty i coś z tego wykombinować… : ) Daliśmy radę, właściwie to nawet było śmieszne! Było by przecież nudno gdyby wszystko pięknie się ułożyło.
W dzień ślubu wstaliśmy o 6 rano, w końcu w domu są “tylko” trzy łazienki, ale i 13 osób, z który każda chciała się wymyć i wyszykować ! : ) Co to były za emocje! Ania pokręciła mi włosy i zrobiła mi makijaż… Dzięki Bogu, bo zakryć moje “niedoskonałości” na buzi to nie lada wyzwanie! Gdy wszyscy byli już gotowi i mój prawie niedoszły bukiet jakoś upleciony, mogliśmy wyjechać. Nie obyło by się bez mojego śpiewania w drodze do urzędu… Pewnie wiele z Was widziało(snapchat) moje wykonanie “Dear future husband…”.
W urzędzie oczywiście okazało się, że zapomnieliśmy jakiejś koperty… ” Myślałam, że Ty ją wziąłeś razem z licencja na ślub!” – mówiłam zdenerwowana do Dominika. Bałam się, że nie zdążymy wrócić się do domu i będzie trzeba zmienić datę ślubu, a przecież w hotelu wszystko już prawie gotowe! Wszystko jednak jak zwykle się ułożyło i tato Dominika jakoś przegadał pracującą tam panią. No i zaczęła się sesja… Boziu, nasi tatowie narobili ponad 500 zdjęć! W pewnym momencie usłyszeliśmy: “NEXT!” jakiś łysy facet wyglądający jak sędzia (ale nie do końca) zawołał nas do sali rozpraw. W głowie znowu miałam myśli, może my zapisaliśmy się na rozwód, a nie na ślub! Gdy już jednak okazało się, że to ślub sędzia rozpoczął ceremonie. Ja oczywiście nie usłyszałam dokładnie co sędzia do mnie mówił, więc zamilkłam w połowie mojej przysięgi! Popatrzyłam się na sędziego z nadzieją, że powtórzy, ale on czekał… Potem spojrzałam na Dominicka, a on tak samo, patrzył na mnie z niecierpliwością, że powiem: “I thee wed”. Czerwona byłam jak burak, a raczej pomidor! Ale wtedy usłyszałam Dominicka, który powiedział: “(..) to have and to hold, for richer and for poorer, in sickness and in health, (…)I thee wed.” i włożył pierścionek na mój palec. Serce zabiło mi mocniej i zapomniałam o wszystkim co zawaliłam… Stałam się najszczęśliwszą kobietą na ziemi! Oczywiście poryczałam się jak głupia ze szczęścia ! <3
Gdy wrócilismy do domu zaczęliśmy szykować się na przyjęcie. Przećwiczyliśmy jeszcze parę razy taniec, który stworzyliśmy w tydzień czasu 🙂 I WIOOOOO do hotelu. Apartament, który otrzymaliśmy od hotelu, ahhh nawet nie wiem jak to opisać. Poczułam się jak gwiazda! 18 piętro, widok na centrum Dallas, dwie łazienki, kuchnia, wielki duży pokój i ogromna sypialnia <3 “To może odwołajmy to wesele i zostańmy tutaj!” śmiałam się do Dominicka. ; ) Przygotowaliśmy się prędko i zabawa się zaczęła, ale resztę opowiedzą Wam zdjęcia…
I kilka zdjęć z telefonu !
https://youtu.be/momBTuKiFq8 na Youtube możecie zobaczyć nasz pierwszy taniec, ale przez prawa autorskie do piosenki “Say you love me” można zobaczyć go tylko na komputerach, a nie tabletach i telefonach. Mam nadzieję, że Wam się spodoba 🙂
Nie mogę się już doczekać, aż napisze Wam o studiach i życiu w Texasie… Mam ogromną nadzieję, że nadal jesteście ze mną i czekacie na kolejne przepisy, bo przecież gotowania się nie zapomina i nadal chyba coś potrafię ! <3 Czekam na Waszą reakcje! Piszcie czy podobają Wam się zdjęcia z mojego “hamerykańskiego” ślubu ! 🙂
PS. Jak się czasem nudzicie to zapraszam na snapa:maniaczkkaa